Ksiądz z filmu braci Sekielskich nie odpowie za pedofilię. Sprawa się przedawniła

2021-10-28 13:57 aktualizacja: 2021-10-28, 18:05
 Arkadiusz H. na sali rozpraw Sądu Rejonowego w Pleszewie (woj. wielkopolskie), fot. PAP/Tomasz Wojtasik
Arkadiusz H. na sali rozpraw Sądu Rejonowego w Pleszewie (woj. wielkopolskie), fot. PAP/Tomasz Wojtasik
Sąd Okręgowy w Kaliszu uchylił wyrok Sądu Rejonowego w Pleszewie i umorzył postępowanie ws. księdza oskarżonego o molestowanie ministranta. "Ta sprawa to porażka całego społeczeństwa; sprawca odrażającego czynu nie poniesie odpowiedzialności karnej" - powiedział sędzia Marek Bajger.

Jak podkreślił podczas uzasadnienia wyroku sędzia Bajger - sprawa księdza uległa przedawnieniu 20 maja 2015 r.

Sąd poinformował, że wyrok o umorzeniu nie oznacza uniewinnienia. W uzasadnieniu podkreślono, że ksiądz jest sprawcą zarzucanych mu przestępstw, ponieważ przyznał się, dlatego pokrzywdzonym pozostaje postępowanie cywilne o odszkodowanie od kaliskiej kurii.

W marcu pleszewski Sąd Rejonowy skazał oskarżonego na 3 lata więzienia i 10-letni zakaz pracy z dziećmi dowodząc podczas uzasadnienia, że przestępstwo nie przedawniło się.

Apelację do Sądu Okręgowego w Kaliszu wnieśli prokurator i obrona, ale w części dotyczącej wysokości kary. Oskarżyciel żądał dla księdza z Pleszewa Arkadiusza H. 6 lat więzienia; obrona wniosła o zmniejszenie kary do 1,5 roku w zawieszeniu na 3 lata. Zdaniem prokuratury kara jest rażąco niewspółmierna. Według adwokata kapłana oskarżony przyznał się do winy, przeprosił pokrzywdzonego, wyraził skruchę i prosił o wybaczenie.

Pleszewski Sąd Rejonowy ustalił, że oskarżony "co najmniej 12 razy dopuścił się wobec 10-letniego Bartłomieja innej czynności seksualnej". Do przestępstwa miało dochodzić przez 10 miesięcy w okresie od 1989 r. do 2000 r. Zdaniem sądu oskarżony dopuścił się czynu umyślnie; wiedział, ile pokrzywdzony miał lat i zdawał sobie sprawę, że jest to czyn zabroniony.

Sprawa nabrała medialnego rozgłosu po emisji filmu braci Sekielskich pt. "Zabawa w chowanego" wyemitowanego w maju 2020 roku. Dokument przedstawił historię trzech chłopców – braci Bartłomieja i Jakuba oraz Andrzeja – wykorzystywanych przez tego samego księdza z diecezji kaliskiej.

Ojciec pokrzywdzonego pracował w kościele jako organista, stąd rodzina znała się bliżej z księżmi pracującymi w parafii. "Arkadiusz H. jako ksiądz wikary często u nas w domu bywał, przychodził do nas na kawę, na herbatę – po prostu był traktowany jako przyjaciel domu" – mówił PAP pokrzywdzony.

Duchowny najpierw zainteresował się bratem Jakubem; kiedy ten wyjechał do szkoły w innym mieście, ksiądz zaczął molestować Bartłomieja.

"Początkowo zaczynało się od niewinnych spotkań, jednak z czasem te spotkania powoli przeradzały się w coś innego. (…) Moje zaufanie do H. potęgowało kupowanie prezentów z jego strony i okazywanie mi, jak na tamten czas, jakiegoś rodzaju miłości – dzisiaj wiem, że ta miłość była fałszywa. Prezenty nie były kupowane bez powodu, prezenty były pretekstem ku temu, by zachowania, których dopuszczał się były utrzymane w tajemnicy" – wyznał.

Ksiądz przychodził do domu wieczorem, za zgodą rodziców zamykał się z chłopcem w pokoju, gasił światło i wówczas dochodziło do molestowania.

Biegli psychiatrzy oraz psycholog-seksuolog stwierdzili u kapłana zaburzenia preferencji seksualnych w formie pedofilii o charakterze dewiacji, a to - jak powiedział sędzia w Pleszewie - oznacza, że oskarżony mógł panować nad swoim zachowaniami. Zdaniem sądu motywem działania oskarżonego było zaspokojenie swoich popędów seksualnych.

Po emisji filmu ksiądz został zawieszony w pełnieniu posługi kapłańskiej. Sprawą molestowania małoletnich przez niego zajęła się Prokuratura Rejonowa w Pleszewie po złożeniu zawiadomienia przez pokrzywdzonego Bartłomieja.

W czwartek zapadł wyrok ws. apelacyjnej. Sąd Okręgowy w Kaliszu badał, czy przestępstwo nie jest przedawnione, bo tak nakazuje procedura.

"W niniejszej sprawie ujawniła się tzw. bezwzględna przyczyna odwoławcza (…) tj. przedawnienie karalności czynu przypisanego oskarżonemu" – powiedział sędzia Marek Bajger.

W pierwszej kolejności – jak podkreślił sędzia - należy wyjaśnić, dlaczego sąd odwoławczy zajął się tą kwestią, skoro obie apelacje skierowane były przeciwko rozstrzygnięciom o karze.

"Wynika to jednoznacznie z treści art. 433 kodeksu postępowania karnego, który zakreśla granicę rozpoznania środka odwoławczego i wskazuje, że kontrola odwoławcza każdego wyroku odbywa się na dwóch poziomach. Poziom pierwszy – podstawowy wyznaczają środki odwoławcze wniesione przez strony. W tej sytuacji były to rozstrzygnięcia co do kary, ale poziom drugi to kontrola dodatkowa, którą sąd odwoławczy jest zobligowany przeprowadzić w każdej sprawie niezależnie od tego, jakie środki odwoławcze zostały wniesione, po to, aby skontrolować z urzędu czy nie ma podstaw do uchylenia lub zmiany wyroku właśnie z powodu bezwzględnych przyczyn odwoławczych, czy też rażącej niesprawiedliwości wyroku" – powiedział.

Sąd wyjaśnił, że prokuratura wszczynając postępowanie wzięła pod uwagę tylko obecnie obowiązujące przepisy, natomiast zignorowała treść art. 4 par. 1 kk" - powiedział sędzia.

Zdaniem sądu można było uniknąć przedawnienia w tej sprawie. Z wypowiedzi sędziego wynikało, że o sprawie wiedzieli ministranci, ich rodzice, biskup diecezji kaliskiej i proboszcz parafii w Pleszewie.

"Wszyscy byli ukontentowani, że problem rozwiąże przeniesienie księdza do innej parafii. Tego rodzaju polityka trwała bardzo długo. Dzisiaj nastawienie społeczne jest inne, takie sprawy nie są chowane pod dywan i są ujawniane publicznie. To porażka całego społeczeństwa, polegająca na tym, że sprawca odrażającego, wyjątkowo nagannego moralnie czynu, popełnionego na szkodę 10-letniego dziecka nie poniesie odpowiedzialności karnej" - podkreślił Bajger.

Po ogłoszeniu wyroku prokurator Piotr Miniecki powiedział, że "prokuratura dokona dokładnej analizy tego orzeczenia i rozważy wprowadzenie środka zaskarżenia". "Na dzisiaj splot przepisów, dotyczących przedawnienia ukształtował się w taki sposób, że nie jest możliwe wymierzenie oskarżonemu kary, natomiast daje pokrzywdzonemu możliwość dochodzenia dalszych roszczeń na drodze cywilnej" - powiedział.

Obrońca kapłana przyznał, że postępowanie było trudne, ponieważ "dopiero sąd odwoławczy ustalił przedawnienie" - powiedział.

Wyrok jest prawomocny. Stronom przysługuje kasacja do Sądu Najwyższego.

Pokrzywdzony i jego brat wystąpili do Sądu Cywilnego w Kaliszu z pozwem przeciwko diecezji kaliskiej o wypłatę zadośćuczynienia w wysokości 1 mln zł. Sprawę skierowano do mediacji, ale nie ugody nie zawarto.(PAP)

Autorka: Ewa Bąkowska

js/