Polski duet rozpoczął igrzyska we wtorek pewnym i szybkim zwycięstwem nad australijską parą Thomasem Hodgesem i Zacherym Schubertem 2:0 (21:16, 21:16). Jak przyznali siatkarze plażowi po meczu, długie oczekiwanie im nie sprzyjało.
„Trenowaliśmy na tym boisku tylko raz 45 minut, więc nie był to długi czas. Prawdziwa adaptacja nastąpiła podczas meczu. Bardzo długo też czekaliśmy na to pierwsze spotkanie, oglądanie innych par, które już rozegrały kilka meczów, my jeszcze żadnego… Jeden duet australijski już odpadł z turnieju, a my nawet nie zaczęliśmy. Było bardzo długie czekanie. To dla nas coś nowego, trzeba sobie radzić z czasem wolnym” – powiedział Łosiak.
Bryl dodał, że wyczekiwanie na mecz jednak trochę im pomogło, bo spowodowało, że nawet jego wczesna godzina nie przeszkadzała biało-czerwonym.
„Jak tylko usłyszałem budzik o 5.10 już wiedziałem, że nie potrzebuję tego dnia kawy. To są tak duże emocje, bo tak długo czekaliśmy na ten mecz” – śmiał się młodszy z Polaków.
Mimo że obaj zawodnicy są już doświadczonymi olimpijczykami – 29-letni Bryl grał w Tokio, a dwa lata starszy Łosiak w Tokio oraz Rio de Janeiro – towarzyszył im stres związany z inauguracją igrzysk.
„Na mnie to działa, bo to jest turniej, na który akurat tym razem czekało się trzy, a nie normalnie cztery lata. To siedzi w głowie, praktycznie dwa lata się o igrzyska walczy. Jak się już jednak jest na samym boisku, to myśli się tylko o kolejnej akcji i stres odchodzi” – stwierdził Bryl.
Długie oczekiwanie na pierwszy mecz i stres nie wpłynęły negatywnie na formę jedynego biało-czerwonego duetu w igrzyskach, mimo że mieli chwilowe przestoje.
„Wynik może pokazuje, że było łatwo i przyjemnie, ale na boisku tak to nie wyglądało. Początek był dość wyrównany, dopiero po przerwie technicznej odskoczyliśmy. Prowadziliśmy 10:7, a później się zrobiło 11:10. Mecz był równy, ale można powiedzieć, że pod kontrolą. Dobra gra z naszej strony pozwoliła przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść” – ocenił Łosiak.
„Wiadomo było, że po pierwszym przegranym secie Australijczycy zaczną grać odważniej. Przeczekaliśmy ten moment, wiedzieliśmy, kiedy zaatakować. Narzuciliśmy swoje tempo, rywale nie wiedzieli, jak na to zareagować” – dodał Bryl.
Biało-czerwonych nie ominęły kłopoty z transportem, które dotykają większość sportowców korzystających z autobusów zapewnionych przez organizatorów. Mieli natomiast szczęście, bo grali jako pierwsi o 9 rano, zanim w Paryżu zrobiło się gorąco – we wtorek zapowiadana jest temperatura wynosząca 37 stopni Celsjusza.
„Kierowca chyba jechał pierwszy raz, bo pomylił drogę i jechaliśmy jakieś 25 minut dłużej. Warunki były jednak normalne, nie było ciepło. Myślę, że jak ktoś będzie wracał po godzinie 12 i trafi na miejski bus, to będzie miał w środku z 50 stopni. Nie będzie to przyjemna podróż, bo nie ma klimatyzacji. Lepiej jednak w takich warunkach wracać, niż jechać na mecz” – przyznał Łosiak.
Polacy docenili jednak efektowny obiekt, zlokalizowany tuż pod Wieżą Eiffla, a także kibiców, którzy wypełnili trybuny.
„Czuliśmy się dobrze na boisku, piłka nas słuchała i odbijała się w tych kierunkach, w których chcieliśmy. Atmosfera super” – przyznał Łosiak.
„W porównaniu do Tokio… Tak naprawdę miejsce miejscem, ale fakt, że są kibice – to jest najważniejsze. W Japonii to było przykre, bo wychodziło się na podobny obiekt, ale był całkowicie pusty” – dodał Bryl.
Łosiak, który rywalizował na plaży Copacabana podczas igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro stwierdził, że bardziej podoba mu się boisko pod Wieżą Eiffla.
Kolejny mecz Polaków w czwartek z francuskim duetem Remi Bassereau, Julien Lyneel. Spotkanie zaplanowano na godz. 21.
Z Paryża – Monika Sapela (PAP)
ał/