Wykładowca Uniwersytetu Harvarda podkreślił, że szwajcarskie rozmowy bardziej przypominają konferencję w Teheranie w 1943 roku, gdyż wówczas jeszcze trwała II wojna światowa.
"Próbowano tam uzgodnić wspólną narrację i cel. Z tego punktu widzenia istnieje podobieństwo do konferencji w Szwajcarii, gdzie sojusznicy Ukrainy próbują dojść do porozumienia, jak powinien wyglądać pokój" - zauważył Plokhy.
Przypomniał, że konferencje w Teheranie, Jałcie i Poczdamie charakteryzowały się tym, że kraje będące w centrum wydarzeń, takie jak Polska, nie były zapraszane, ignorowano je i w ostatecznym rozrachunku wielkie mocarstwa poświęciły interesy Polski i Europy.
"Sądzę, że to, co się dzisiaj odbywa w Szwajcarii, pokazuje że rządy Zachodu przynajmniej w pewnym stopniu nauczyły się czegoś z Jałty. Ukraina jest do Szwajcarii nie tylko zaproszona, ale faktycznie zainicjowała ten proces" - podkreślił naukowiec.
Dodał, że "daje to nadzieję, że kiedy pewnie rzeczy w historii niestety powtarzają się, to na pewnym poziomie następuje proces uczenia się". "Staram się być optymistą, jak tylko potrafię, kiedy sytuacja jest bardzo trudna, ale myślę, że ta konferencja w Szwajcarii to krok we właściwym kierunku i że zostanie przeprowadzona we właściwy sposób" - podkreślił.
Do Szwajcarii na rozmowy pokojowe zaproszona została Rosja, ale odmówiła udziału.
Plokhy w sobotę w Muzeum Armii w Sztokholmie promował szwedzkie wydanie swojej książki o historii Ukrainy "Wrota Europy". Historyk zwiedził również wystawę ukazującą stosunki szwedzko-ukraińskie od czasów Wikingów, do pomocy wojskowej Szwecji po agresji Rosji na Ukrainę. "Współcześnie Ukraina walczy o te same demokratyczne wartości, jakie próbowali zaszczepić na początku XVIII wieku Kozacy" - zauważył. Jako przykład podał prezentowaną na wystawie i przechowywaną w szwedzkim Archiwum Państwowym pierwszą ukraińską konstytucję Filipa Orlika z 1710 roku z nowoczesnym trójpodziałem władzy.
Daniel Zyśk (PAP)
kh/