Poniedziałkowa "Rzeczpospolita" w rozmowie z wicepremier Ukrainy i minister ds. okupowanych terytoriów Iryną Wereszczuk przypomniała, że "niedawno relacje polsko-ukraińskie nieco się ochłodziły". "Oburzenie w Polsce wywołał m.in. wpis ukraińskiego premiera Denysa Szmyhala na Twitterze, w którym zestawił agresywne działania Rosji na Morzu Czarnym z działaniami polskiego rządu, który w obronie interesów rolników zakazał importu zbóż z Ukrainy. Czy Kijów nie popełnił błędu w komunikacji ze swoim najważniejszym sojusznikiem w Europie?" – zapytała gazeta.
Iryna Wereszczuk powiedziała, że "nie męczy mnie dziękowanie Polsce, mamy za co dziękować Polakom". "Nie zapominajmy o roli Polski i Polaków, zwłaszcza w pierwszych dniach wojny. Nikt mi nie musi tego opowiadać, widziałam to na własne oczy. Zajmowałam się ewakuacją i wiem, jak Polska podała nam dłoń. To już pozostanie w naszej pamięci na długo, wpisze się do naszej wspólnej historii" - dodała.
Zauważyła, że "Rosjanie chcą nas podzielić, bo ich imperium od wielu lat stawia na skłócenie Polaków z Ukraińcami". "Osobiście jestem gorącym zwolennikiem polsko-ukraińskiego sojuszu geopolitycznego. Gdyby do tego doszło, nie byłoby możliwe istnienie imperium rosyjskiego. Mamy sprawy do omówienia, np. dotyczące pamięci historycznej czy tematu zboża. Ale muszą mieć drugorzędne znaczenie i nie można ich stawiać w jednym szeregu z np. zagrożeniem wysadzenia zaporoskiej elektrowni jądrowej czy wagnerowcami na granicach UE" - zaznaczyła.
Dodała, że na pierwsze miejsce powinny być wysuwane kwestie "naszego bezpieczeństwa i zagrożenie ze strony Rosji". "Nie popełniajmy naszych błędów z historii, bo razem musimy stawić opór Rosji. Resztę załatwimy później" – powiedziała Iryna Wereszczuk.(PAP)
kgr/