Współscenarzysta trylogii „Rojst”: bardzo dużo swoich cech daję bohaterom [WYWIAD]

2024-02-28 13:08 aktualizacja: 2024-02-29, 13:46
Kasper Bajon. Fot. PAP/Rafał Guz
Kasper Bajon. Fot. PAP/Rafał Guz
„Obaj z Jankiem jesteśmy chłopakami z Warszawy, ale wychowaliśmy się na normalnych podwórkach, na przełomie lat 80. i 90.. Mieszały się tam różne środowiska. (…) Uważam, że to jest ogromny kapitał, możemy czerpać z różnych źródeł. Dzisiaj podziały są dużo większe” – opowiada w rozmowie z PAP Life Kasper Bajon, który wraz z Janem Holoubkiem jest autorem scenariuszy do trylogii „Rojst”. Trzecia i ostatnia część „Rojsta” – „Rojst Millenium” 28 lutego zadebiutowała na Netfliksie.

PAP Life: Film zaczyna się od scenariusza. Aktorzy często podkreślają, że bez dobrego tekstu nie da się zbudować dobrej roli. Scenariusze, które piszesz razem z Janem Holoubkiem, zdaniem wielu są świetne. Zdradzisz tajemnicę, jak to robicie?

Kasper Bajon: Tak naprawdę, pisanie scenariuszy jest ciężką pracą, ale ja jestem uparty. W życiu to nie zawsze działa dobrze, natomiast w tej dziedzinie bardzo się przydaje. I chyba to jest kwestia jakiejś intuicji, gdzie jest coś fajnego, żeby to opisać, a gdzie nie ma; ten wątek pociągnąć, tamten odpuścić. Na pewno od pierwszego „Rojsta”, który był pierwszym dużym projektem, jaki z Jankiem pisaliśmy razem, przeszliśmy długą drogę. Z każdym kolejnym scenariuszem uczymy się, pokonujemy różne nasze ograniczenia. Widzę, że popełniam jeszcze sporo błędów, ale coraz lepiej umiem je lokalizować.

PAP Life: Jak dzielicie się pracą? Zanim zaczniecie pisać, punkt po punkcie wszystko rozpisujecie, czy scenariusz tak naprawdę powstaje dopiero w trakcie pisania? 

K.B.: Pod tym względem bardzo dobrze się dobraliśmy, bo pracujemy dość podobnie. Najpierw długo rozmawiamy, ustalamy jakieś ramy, potem jeden z nas zaczyna pisać, odsyła temu drugiego, on wchodzi w pisanie, odsyła, nanosi poprawki itd. To jest dość szybka wymiana. Ale każdy z nas pracuje sam, nie siedzimy razem w pokoju.

PAP Life: Od początku wiesz, jak historia się skończy? 

K.B.: Wydaje mi się, że tak, chociaż czasem to się zmienia w czasie pisania. Postaci pójdą w innym kierunku, niż na początku zakładaliśmy, więc historia kończy się inaczej. Dla mnie w scenariuszu najważniejsze jest pisanie od poziomu postaci. Moim zdaniem największy problem polskich scenariuszy polega na tym, że często wychodzą od anegdoty. Czasem ktoś do mnie przychodzi i mówi o swoim pomyśle na scenariusz i niemal zawsze zaczyna w ten sam sposób: „Jaka niebywała historia, posłuchaj, coś takiego się wydarzyło”. Dla mnie to nie jest wyjście do scenariusza. Dla mnie najważniejszy jest bohater, bo to on nas poprowadzi. 

PAP Life: Czy bohaterom nadajesz cechy osób, które znasz?  

K.B.: Tak, ale przeważnie dość swobodnie cechami jednej osoby obdzielam różnych bohaterów, więc nie tak prosto się odnaleźć w jakiejś postaci, jeśli o to pytasz. To są postaci fikcyjne z cechami prawdziwych osób. Natomiast ja też bardzo dużo swoich cech daję swoim bohaterom. Myślę, że Janek tak samo. 

PAP Life: Jestem bardzo ciekawa, który bohater jest ci szczególnie bliski?

K.B.: Może cię zaskoczę, ale Kierownik hotelu z trzeciego „Rojsta”. Mam na myśli tego chłopaka, jakim był w młodości. Jest w nim radość, ogromny apetyt na życie, chęć podbicia świat. Inna kwestia, jakimi metodami to robi. Mnie w ogóle bardzo fascynują lata 50., 60., dlatego chciałem, żeby akcja „Rojsta” sięgała do tych czasów.

PAP Life: Masz 41 lat. Skąd czerpiesz wiedzę o tamtych latach? 

K.B.: Podstawą jest zawsze bardzo duży research. Czytam książki, gazety, oglądam filmy, programy, słucham muzyki. Rozmawiam, pytam, ale też mam dobrą pamięć. Jak byłem mały, zawsze słuchałem moich dziadków, mojej prababci, rodziców, ich znajomych. Myślę, że to wszystko się przenika się i „wchodzi” do scenariusza. Lata 60. były dla taty Janka (Gustaw Holoubek) takim prime time, ale także złotym czasem dla moich dziadków – rodziców mojej mamy. Gdzieś to wszystko przefiltrowałem przez siebie. Lata 80. pamiętam słabo - jakieś urywki, olimpiadę w Seulu, Okrągły Stół, katastrofę w Lesie Kabackim. Ale lata 80. i 90, mocno też zaznaczyły się w popkulturze. Jest z czego czerpać.

PAP Life: Podobnie jak Jan Holoubek pochodzisz z Warszawy, obaj wychowaliście się w bardzo dobrych, inteligenckich domach, wśród ludzi związanych z filmem, teatrem, sztuką. Twoja mama jest malarką, tata - znanym reżyserem. A akcję „Rojsta” umieszczacie w prowincjonalnym miasteczku, w blokowiskach, pokazujecie porachunki mafijne. 

K.B.: To prawda, obaj z Jankiem jesteśmy chłopakami z Warszawy. Ale wychowaliśmy się na normalnych podwórkach, na przełomie lat 80. i 90.. Mieszały się tam różne środowiska. To był czas dzikiego kapitalizmu, szybkich fortun i spektakularnych upadków. Wysoka kultura mieszkała się z niską. Wtedy nie było jeszcze enklaw, grodzonych osiedli, wszyscy chodziliśmy do tych samych szkół. Mieszkałem na Ursynowie i miałem znajomych zewsząd. Mieszkali tam wszyscy, profesorowie, robotnicy, artyści, początkujący biznesmeni. Różnie potoczyły się losy moich kolegów. Z niektórymi nadal utrzymuję kontakt, z innymi nie. W dzieciństwie jeździłem na wakacje na Suwalszczyznę i tam też miałem mnóstwo znajomych. Gdzieś te światy się miksowały. Uważam, że to jest ogromny kapitał, możemy czerpać z różnych źródeł. Dzisiaj te podziały są dużo większe i te światy znacznie bardziej od siebie oddalone, co zresztą jest już pokazane w drugim „Rojście”. Pisząc „Rojsta” zależało nam, żeby stworzyć taki rodzaj mikrokosmosu. A małe miasto dobrze się do tego nadaje. 

PAP Life: Teraz Jan Holoubek kręci „Heweliusza”, do którego także razem napisaliście scenariusz. Ta historia wydarzyła się naprawdę. Czy z tego powodu pisanie scenariusza było trudniejsze?  

K.B.: Chyba nigdy nie zrobiłem tak wielkiego researchu jak do „Heweliusza”. Rozmawialiśmy razem z Zuzą Olbińską, która mi w tym pomagała. Właściwie ze wszystkimi osobami, które ocalały, z marynarzami, osobami, które brały udział w akcji ratunkowej, politykami, ówczesnymi pracownikami telewizji, radia, sędziami, itd. „Heweliusz” jest w jakimś sensie moją osobistą historią.

PAP Life: Dlaczego? 

K.B.: Żona kapitana Heweliusza, pani Jolanta Ułasiewicz mieszkała trzy podwórka dalej ode mnie na Ursynowie. 

PAP Life: Znałeś ją?

K.B.: Nie, ale na osiedlu dużo mówiło się o tej katastrofie. To był mały świat. „Heweliusz” był gdzieś we mnie głęboko, ten temat chodził za mną. Zdaję sobie sprawę z tej odpowiedzialności.

PAP Life: Kiedyś powiedziałeś, że fascynują cię katastrofy, rzeczy niedokończone, popsute, takie, które się nie udały. Dlaczego?

K.B.: Nie wiem, wydaje mi się, że jest w tym coś romantycznego i coś paradoksalnie dającego nadzieję. Mam problem z taką pełną doskonałością. Lubię pęknięte arcydzieła. Oczywiście podziwiam filmy i książki, które są skończonymi arcydziełami, ale one nie wzbudzają u mnie emocji. Lubię te, które są w jakimś sensie pęknięte, niedokończone. Wolę zobaczyć kogoś, kto zaryzykował wszystko i się wywrócił, niż zobaczyć kogoś, kto zrobił coś bardzo dobrego, ale wiem, że się asekurował. Bardzo cenię ludzi, którzy się nie bali. Chcieli zrobić coś wielkiego, ale im nie wyszło. Kiedyś powiedziałem i się tego trzymam, że wolę spaloną Notre Dame niż tę, która była przed pożarem. Filmy, które się nie udały, sztuka, która została zniszczona, książki, które zostały nie skończone – to mnie fascynuje.

PAP Life: Ty swoje książki kończysz. Masz kilka na koncie, reportaż „Fuerte” znalazł się w finale Literackiej Nagrody Nike w 2021 roku. Książki się pisze inaczej niż scenariusze? 

K.B.: Zdecydowanie tak. Wolę pisać książki. 

PAP Life: Dlaczego więc piszesz scenariusze?

K.B.: Scenariusze też lubię pisać. Ale to jest większa orka, wymaga dużej precyzji. Scenariusz jest techniczny, natomiast w książce niesie język. Książki piszę właściwie dla siebie, nie myślę o tym, jak zostaną odebrane, natomiast scenariusz ma konkretny cel, na jego podstawie ma powstać film, który ma się spodobać jak największej liczbie osób. Wydaje mi się, że w gruncie rzeczy bardziej znam się na literaturze niż na filmie. Wiem, które książki są naprawdę dobre, a ze scenariuszami, filmami różnie u mnie bywa. W filmie czuję większą niepewność.

PAP Life: Kilka lat temu zamieszkałeś na Fuerteventurze, o której mówiłeś, że jest twoim miejscem na ziemi. Dalej tak jest?

K.B.: Cały czas mamy dom na Fuercie, ale ostatnio ze względów zawodowych bardzo mało tam byliśmy, w tym roku właściwie w ogóle. Teraz mieszkam w Polsce, ale ta wyspa w jakimś sensie jest miłością mojego życia. Ona mi strasznie dużo dała. Dziś bardzo wyraźnie to widzę, że była dla mnie i mojej żony pewną odskocznią, może nawet ucieczką. Ale to, gdzie jestem teraz, zawdzięczam jej w pełni. Tam się ukształtowałem, poczułem się pewniejszy siebie, dużo zrozumiałem.

PAP Life: Scenarzysta zawsze jest w cieniu reżysera. Myślałeś o tym, żeby wyjść z tego cienia i zająć się reżyserią?

K.B.: Tak, myślałem. Nie za bardzo mogę o tym teraz mówić. Ale plany mam bardzo konkretne.

Rozmawiała Iza Komendołowicz

kgr/

Kasper Bajon – pisarz, poeta, scenarzysta i reżyser filmowy. Finalista Nagrody Literackiej „Nike” 2021 za reportaż „Fuerte”. Współpracuje z Janem Holoubkiem, z którym razem napisali scenariusze do trzech sezonów „Rojsta”, seriali „Głęboka woda” i „Heweliusz” (oba Netflix). Ostatni z projektów jest w trakcie realizacji. Prywatnie syn reżysera Filipa Bajona i malarki Katarzyny Gintowt. 

kgr/