Zakończył się pierwszy dzień przesłuchania Jarosława Gowina przed komisją śledczą ds. wyborów korespondencyjnych

2024-01-09 19:29 aktualizacja: 2024-01-09, 21:35
Jarosław Gowin, fot. PAP/Radek Pietruszka
Jarosław Gowin, fot. PAP/Radek Pietruszka
Zakończył się pierwszy dzień przesłuchania Jarosława Gowina przed komisją śledczą ds. wyborów korespondencyjnych. Gowin stwierdził, że temat wprowadzenia stanu wyjątkowego, pozwalającego na przesunięcie terminu wyborów, często przewijał się w jego rozmowach z prezesem PiS.

Zakończył się pierwszy dzień przesłuchania byłego wicepremiera Jarosława Gowina przed sejmową komisją śledczą do zbadania legalności, prawidłowości oraz celowości działań podjętych w celu przygotowania i przeprowadzenia wyborów Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w 2020 r. w formie głosowania korespondencyjnego. Przesłuchanie będzie kontynuowane w środę o 10.

Gowin na komisji stawił się bez pełnomocnika. Zadawanie pytań rozpoczął przewodniczący komisji Dariusz Joński (KO).

Odpowiadając na pytanie Jońskiego, Gowin wskazał, że o koncepcji przeprowadzenia wyborów w formie głosowania korespondencyjnego dowiedział się od europosła Adama Bielana (wówczas polityka Porozumienia, obecnie - PiS), "który przedstawił to jako swoją propozycję". Gowin wskazał, że Bielan w marcu 2020 roku przedstawił pomysł jako zainspirowany wcześniejszymi wyborami lokalnymi zorganizowanymi w ten sposób w niemieckiej Bawarii. Jak zaznaczył, sam był sceptyczny wobec pomysłu, który jednak został przyjęty - jak wskazał - przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Zdaniem Gowina, przeprowadzenie wyborów w postaci głosowania korespondencyjnego, "groziłoby spotęgowaniem pandemii".

"Ja i moi przyjaciele z Porozumienia zaproponowaliśmy przesunięcie wyborów o dwa lata, poprzez zmianę konstytucji i wydłużenie kadencji prezydenta do 7 lat, z zasadą taką, że prezydent może być wybierany tylko na jedną kadencję, i z przepisem przejściowym wydłużającym kadencję prezydenta Dudy" - powiedział.

Gowin wskazał, że przeprowadzenie tzw. wyborów kopertowych w maju 2020 roku - w jego ocenie - byłoby nielegalne. "Aby do nich doprowadzić w tak krótkim czasie konieczne było naruszenie całego szeregu ustaw". "I tym samym te wybory przeczyłyby zasadzie, że organy państwa mogą działać tylko w granicach i na podstawie prawa" - dodał.

Pytany o stanowisko Jarosława Kaczyńskiego ws. wyborów, w szczególności głosowania korespondencyjnego, Gowin odparł, że "Jarosław Kaczyński stosunkowo szybko przychylił się do pomysłu przeprowadzenia tych wyborów i potem konsekwentnie dążył do ich przeprowadzenia". "Aż do momentu, w którym doszedł do przekonania, że sprzeciw mój i części posłów Porozumienia spowoduje podtrzymanie senackiego weta do ustawy o wyborach kopertowych. Wtedy Jarosław Kaczyński w rozmowie ze mną przychylił się do wycofania się z pomysłu wyborów kopertowych" - podkreślił były wicepremier w rządzie PiS, dodając, że było to "bodajże albo 5 albo 6 maja" 2020 roku.

"I wspólnie zaproponowaliśmy pewną alternatywną ścieżkę dojścia do tego, żeby wybory zostały przeprowadzone w trybie i w warunkach zgodnych z zasadami demokratycznego państwa prawa" - zaznaczył Gowin.

"Było wiele rozmów politycznych z udziałem Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego (ówczesnego premiera - PAP), podczas których przekonywali mnie do zmiany stanowiska" - zaznaczył. "Oprócz tego, byłem informowany, że podejmowane są działania zmierzające do skompromitowania mnie czy też do znalezienia argumentów - mówiąc potocznie - +haków+, które skłoniłyby mnie do zmiany stanowiska" - podkreślił były wicepremier.

"Byłem informowany, że sprawdzane są biznesy mojego syna, że przeprowadzane są kontrole w podległym mi - jako ministrowi nauki i szkolnictwa wyższego - Narodowym Centrum Badań i Rozwoju. Byłem też informowany o tym, jakoby w mojej sprawie sprawdzano akta prokuratorskie w całym kraju" - powiedział Gowin.

Podkreślił, że Zbigniew Ziobro powiedział mu, że naciskano na niego, by użył przeciwko Gowinowi prokuratury, ale odmówił. Gowin poinformował też, że spotkał się z nieznaną mu osobą, która przedstawiła się jako funkcjonariusz jednej ze służb, która również informowała go o prowadzonych działaniach prokuratury i służb.

Posłanka Anita Kucharska-Dziedzic (Lewica) pytała Gowina czy konfrontował te informacje z premierem Morawieckim i prezesem Jarosławem Kaczyńskim oraz, czy ze strony Morawieckiego i Kaczyńskiego padło ultimatum, że zostanie usunięty z rządu.

Gowin powiedział, że nie otrzymywał gróźb dotyczących zagrożenia życia. Dodał też, że ultimatum było bezprzedmiotowe, bo sam podał się do dymisji. Natomiast "Kaczyński groził, że jeżeli Porozumienie zablokuje wybory kopertowe, dojdzie do przedterminowych wyborów" - powiedział.

Pytany czy konfrontował otrzymane od anonimowej osoby informacje, odparł, że powiedział o tym prezesowie Kaczyńskiemu, który stanowczo zaprzeczył. "Ówczesny minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Kamiński zdementował, że służby podejmowały jakieś działania" - dodał.

Marcin Jabłoński (PiS) pytał, czy Gowin próbował zidentyfikować swojego informatora. "Nie podjąłem prób weryfikacji tożsamości i odniosłem wrażenie szczerości i wiarygodności tej osoby, bo brałem pod uwagę scenariusz, że sama rozmowa, doprowadzenie do niej było obliczona na to, żeby mnie zastraszyć, ale wydaje mi się, że ten wariant był dużo mniej prawdopodobny" - powiedział.

Dodał też, że nie zaprosił służb na spotkanie umówione z tajemniczą osobą, bo chciał uniknąć świadków, aby chronić rozmówcę. Zapytany przez Jabłońskiego, czy ktoś wiedział o tym spotkaniu, odpowiedział, że poinformował o tym m.in. ówczesnych posłów Porozumienia Magdalenę Srokę i Michała Wypija.

Ponownie pytany, czy zgłaszał to spotkanie służbom, odpowiedział, że miał wtedy poważniejsze sprawy na głowie. "Moim celem było zapobieżenie katastrofie państwa, jaką byłyby wybory kopertowe, bo załamałyby autorytet państwa w oczach obywateli, a wyłoniony w nich prezydent byłby szeroko nieakceptowany za granicą. Więc również autorytet Polski za granicą ucierpiałby" - podkreślił.

Podczas przesłuchania, Gowin został zapytany też o proces odchodzenia ówczesnego obozu rządzącego od pomysłu zorganizowania wyborów w postaci korespondencyjnej wiosną 2020 roku. Gowin wskazał, że w maju, podczas prac w Sejmie nad projektem ustawy z rozwiązaniami umożliwiającymi przeprowadzenie głosowania korespondencyjnego, "było już przesądzone, że się nie odbędą".

Polityk zaznaczył, że poparł wtedy - w głosowaniu 12 maja 2020 roku - ustawę, gdyż popierał wprowadzenie ogólnej możliwości głosowania korespondencyjnego w wyborach powszechnych, ale nie przeprowadzenie tzw. wyborów kopertowych w warunkach - w jego ocenie - "urągających demokracji".

Jarosław Gowin zrelacjonował, że spotykał się w tym okresie wielokrotnie z liderem PiS Jarosławem Kaczyńskim, by wypracować "nowy tryb dojścia do wyborów prezydenckich". W ocenie Gowina, "10 maja (2020 roku - PAP) wybory się nie odbyły i nie mogły się odbyć, bo nie było warunków".

Polityk został też spytany przez posła Waldemara Budę (PiS) o swoje rozmowy z politykami ówczesnej opozycji. W odpowiedzi Gowin zadeklarował, że "nie był zainteresowany objęciem żadnego stanowiska i doprowadzeniem do upadku rządu Zjednoczonej Prawicy". "Gdybym był zainteresowany, to by do tego doszło" - dodał.

Indagowany o ewentualne propozycje dotyczące stanowisk państwowych dla niego, Gowin odparł, że "nie przypomina sobie, żeby takie propozycje padły" podczas rozmów z ówczesnymi liderami opozycji. Jak wskazał, kilkukrotnie spotkał się wtedy m.in. z liderem PSL Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem, który, jak ocenił, "miał najbardziej państwotwórcze podejście". Jak przyznał, spotkał się też z politykami m.in. Lewicy czy Konfederacji.

"Moim celem było zapobieżenie wyborom kopertowym, a nie obalenie rządu" - podkreślił Gowin. Zwrócił też uwagę, że w przypadku upadku ówczesnego rządu Zjednoczonej Prawicy musiałby powstać rząd "od Grzegorza Brauna po posłów partii Razem", a on sam "nigdy nie podpisałby się" pod takim pomysłem.

Wiceszef komisji Jacek Karnowski (KO) zapytał Gowina m.in. o to, czy odbywały się konsultacje z naukowcami, które miały na celu ocenę, czy wybory były możliwe ze względu na zdrowie obywateli.

Gowin odpowiedział, że "z całą pewnością takie konsultacje były". Jak dodał, "sam je prowadził". Wymienił również ekspertów, którzy - jak stwierdził - wchodzili w skład utworzonego wówczas zespołu. Według Gowina, znaleźli się w nim: wirusolog prof. Krzysztof Pyrć, biolog Maciej Żylicz, a pracami kierował prof. Wojciech Maksymowicz. Gowin podkreślił, że "ten zespół konsekwentnie stał na stanowisku, że wybory przeprowadzone w trybie korespondencyjnym grożą nasileniem pandemii".

"Na początku, kiedy pojawił się pomysł przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych, w Kancelarii Premiera doszło do spotkania Mateusza Morawieckiego, ówczesnego ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego. Ja byłem trzecim uczestnikiem tego spotkania" - relacjonował Gowin. "Minister Szumowski też wyraził się krytycznie o pomyśle przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych. Ustaliliśmy wtedy, że we trzech będziemy robić wszystko, żeby zapobiec tym wyborom" - zaakcentował.

"Po rozmowie z (prezesem PiS) Jarosławem Kaczyńskim, premier Morawiecki poinformował mnie, że - jak to się wyraził - "Jarosław nalega na przeprowadzenie tych wyborów". Od tej pory Mateusz Morawiecki konsekwentnie działał na rzecz przeprowadzenia wyborów kopertowych" - wskazał Gowin. Dodał, że "minister Łukasz Szumowski przez parę tygodni wahał się, po paru tygodniach wydał opinie przyzwalające na wybory kopertowe".

Pytany, czy Rada Ministrów była informowana przez ówczesnego premiera nt. opinii wydanej przez Prokuraturę Generalną i departament prawny Kancelarii Premiera, odnoszące się krytycznie do możliwości wydania polecenia Poczcie Polskiej oraz PWPW, pomijając PKW odparł, że "wedle mojej wiedzy, informacja na ten temat nie była przekazywana członkom rządu. Byłem członkiem rządu do 6 kwietnia, o tej opinii dowiedziałem się od urzędników KPRM, a nie od premiera Morawieckiego".

Zapytany o opinie Morawieckiego i Kaczyńskiego nt. prawnych i epidemiologicznych stanowisk Gowin powiedział, że "argumentowali (oni), że konstytucyjnym obowiązkiem rządu jest doprowadzenie do odbycia się wyborów w terminie wskazanym przez marszałek Sejmu i że wybory kopertowe nie powinny doprowadzić do wzrostu pandemii".

Gowin stwierdził, że temat wprowadzenia stanu wyjątkowego, pozwalającego na przesunięcie terminu wyborów, często przewijał się w jego rozmowach z Kaczyńskim, również dlatego, że wprowadzenia któregoś ze stanów nadzwyczajnych domagała się opozycja. W jego ocenie "to była dobra droga do znalezienia argumentu na rzecz przesunięcia wyborów prezydenckich". "Prezes Kaczyński nie zgadzał się z tym poglądem twierdząc, że takie przesunięcie - czyli ogłoszenie stanu klęski żywiołowej - będzie pretekstem dla kolejnych rządów do manipulowania przy terminie wyborów" - powiedział Gowin.

Magdalena Filiks (KO) spytała Gowina o spotkania z m.in. prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim i ówczesnym premierem Mateuszem Morawieckim, które dotyczyły formy, daty, terminu wyborów. "Jakie były konkretnie argumenty merytoryczne, ale głównie polityczne" - pytała Filiks.

Gowin odrzekł, że z jednej strony podnoszono argument obowiązku konstytucyjnego doprowadzenia do wyborów w terminie wskazanym przez marszałek Sejmu. Drugi argument miał charakter polityczny - Jarosław Kaczyński obawiał się, że przesunięcie wyborów dalej w czasie zmniejsza szanse wyborcze Andrzeja Dudy" - podkreślił Gowin. Jego zdaniem, Kaczyński spodziewał się, że w sytuacji pandemii, w sytuacji kolejnych lockdownów, nastroje społeczne będą coraz gorsze i będą oznaczały odwrócenie poparcia wyborczego dla ówczesnego prezydenta.

Pytany, czy na niego i posłów Porozumienia wywierano naciski, czy był szantażowany lub przekupywany, Gowin odparł, że osobiście nie czuł się szantażowany.

"Wiem o rozmowach, które odbywali posłowie Porozumienia z udziałem Jarosława Kaczyńskiego albo Mateusza Morawieckiego. Przykładowo: ówczesna wiceminister Iwona Michałek była zaproszona przez Mateusza Morawieckiego na spotkanie (...) nie do Kancelarii Premiera, ale do willi premiera. Ale to jest fakt do sprawdzenia. Tam Mateusz Morawiecki sugerował jej dymisję, jeżeli nie zgodzi się poprzeć wyborów kopertowych. Podobnie poseł Michał Wypij - członkowie jego rodziny, piastujący stanowiska w organach administracji państwowej, byli nagabywani o to, aby wpłynęli na pana posła, aby on także zagłosował za wyborami kopertowymi" - powiedział Gowin.

Dodał, że w tamtym czasie informowano go o "działaniach wymierzonych w ówczesnego szefa jego gabinetu politycznego Jana Strzeżka, któremu jakoby planowano postawić zarzuty karne".

Podczas komisji padło pytanie o spotkanie, na którym - jak relacjonowały wówczas media - Gowin miał zagrozić, że - jeżeli dojdzie do wyborów korespondencyjnych - to wyjdzie z ówczesnej koalicji rządowej. Gowin potwierdził, że doszło do takiego spotkania i "rzeczywiście było tak", jak opisywano.

Agnieszka Maria Kłopotek (PSL-TD) zapytała, dlaczego w ustawie z 6 kwietnia 2020 r. przewidziano przeniesienie kompetencji związanych z przeprowadzeniem wyborów prezydenckich z PKW na ministra aktywów państwowych, którym był wówczas Jacek Sasin. Dopytywała czy było to zgodne z prawem i czy Polska miała wtedy możliwości organizacyjne, techniczne i logistyczne w pozostałym do wyborów czasie przygotować karty do głosowania w prawie 30 mln pakietach do głosowania do każdej z tur wyborów.

Gowin odpowiedział, że "decyzja o tym, że to Poczta Polska, a nie PKW, ma przeprowadzać te wybory wynikała z tego, że PKW w oczywisty sposób nie zdążyłaby przygotować wyborów według standardów, które obowiązują w ustawie o PKW". "Jednak, w mojej ocenie, również Poczta Polska nie miała takich możliwości. Nie była to, jak sądzę, tylko moja ocena, bo ówczesny prezes Poczty Polskiej podał się do dymisji, nie tylko ja. W moim przekonaniu, zrobił to, choć nigdy tego nie weryfikowałem, bo uważał zadanie przeprowadzenia wyborów w ciągu paru tygodni za niewykonalne" - dodał.

Gowin przekazał również, że przed wizytą w siedzibie PiS na Nowogrodzkiej 9 maja 2020 roku - w przeddzień terminu tzw. wyborów kopertowych - odwiedził prezydenta Andrzeja Dudę, "przekonując go do tego, żeby nie poparł scenariusza opisanego" w mediach.

"Pan prezydent, konsultowany potem przez Jarosława Kaczyńskiego, opowiedział się za moim stanowiskiem i ostatecznie do wygłoszenia orędzia przez panią marszałek (Sejmu Elżbietę) Witek nie doszło, a PiS wycofało się z organizacji wyborów 23 maja" - zrelacjonował b. wicepremier.

Autor: Olga Łozińska, Edyta Roś