Jego zdaniem operacja wymierzona w środki łączności używane w Libanie, również przez bojowników Hezbollahu, miała być pierwotnie działaniem wyprzedzającym właśnie w ramach operacji lądowej inwazji Libanu.
“Bazując na informacjach, które docierają do nas z mediów izraelskich i od osób ze środowisk decyzyjnych, okazuje się, że ta seria ataków terrorystycznych na różnego rodzaju środki łączności nie była planowana. Raczej była ona efektem decyzji podjętej ad hoc, która miała na celu uratowanie sensu operacji już rozpracowywanej przez służby kontrwywiadowcze Iranu i tzw. osi oporu. Okazuje się, że były one bliskie odkrycia spisku” - powiedział ekspert.
Jak wyjaśnił Szewko na taki bieg wydarzeń wskazuje analiza skuteczności operacji tego typu w warunkach działań zbrojnych na pełną skalę.
“Jeśli o tym pomyślimy, to taki atak miałby sens tylko w momencie wybuchu poważnej wojny kinetycznej z Hezbollahem. Dlaczego? To właśnie w pierwszych godzinach i dniach konfliktu najważniejsza jest sprawna łączność, zdolność do szybkiej mobilizacji własnych sił i wyznaczania zadań poszczególnym częściom sił zbrojnych. Wybuch pagerów oraz krótkofalówek wtedy zadziałałby piorunująco na jakąkolwiek organizację, uniemożliwiając zorganizowanie skutecznego oporu wobec przeciwnika. Co więcej, kompletnie zablokowałby działalność służb ratowniczych i instytucji medycznych. A jak widzimy obecnie, niewiele było trzeba, aby do tego doszło w Libanie, kraju znajdującym w stanie permanentnego kryzysu od wielu lat” - stwierdził ekspert.
Jego zdaniem w obecnym wymiarze operacja ta miała efekt propagandowy i psychologiczny.
“Ranienie i zabicie tak wielu osób, w tym lekarzy i dzieci, za pomocą ich osobistego ekwipunku, jakim są pagery i krótkofalówki, wprowadza element zaskoczenia, upokorzenia, ujawniając skalę dezorganizacji sił antyizraelskich w Libanie. Jednak pod względem militarnym nie jest to ani skala, ani moment, w którym można byłoby wyzyskać z tej operacji jakiekolwiek korzyści pod względem militarnym” - ocenił Szewko.
W Izraelu mówi się o tym, że taka operacja może popchnąć Hezbollah do stołu negocjacyjnego, a w efekcie zatrzymać konflikt na granicy libańsko-izraelskiej.
“A powrót do sytuacji sprzed wojny w północnej części Izraela jest od niedzieli jednym z głównych celów obecnych operacji militarnych Izraela. Jednak czy na pewno jest to obecnie możliwe? Moim zdaniem te głosy nie mają wiele wspólnego z realnym obrazem sytuacji” - stwierdził ekspert.
W Izraelskich mediach istnieje również druga interpretacja mówiąca o tym, że atak Izraela na Liban ma na celu sprowokowanie Hezbollahu do rozpoczęcia operacji lądowej.
“Jednak nic takiego się nie dzieje. Nie ma miejsca żadna poważna mobilizacja po stronie libańskiej. Podjęcie rękawicy przez Hezbollah w obecnej sytuacji nie miałoby najmniejszego sensu. Nikt nie wie jak głęboka była operacja infiltracyjna, czy ograniczała się ona tylko do środków łączności, czy może była znacznie szersza. A dowództwo hezbollahu z pewnością nie chce tego sprawdzić w warunkach otwartego konfliktu” - zauważył Szewko.
Ponadto jego zdaniem wśród kierownictwa Hezbollahu istnieje świadomość tego, że wojna na pełną skalę z Izraelem w warunkach niekontrolowanych przez stronę libańską mogłaby okazać się ostatnim konfliktem w historii organizacji.
“W warunkach wojennych dochodzi do sprawdzianu na pełną skalę możliwości bojowych i organizacyjnych. Co zresztą widzieliśmy na polach Ukrainy, gdy okazało się, że rosyjski gigant stoi, mówiąc dyplomatycznie, na glinianych nogach. Jeśli Hezbollah miałby przegrać z wrogiem zewnętrznym, to następnie zostałby wykończony przez wrogów wewnętrznych, a tych mu nie brakuje” - podkreślił Szewko.
Jednocześnie, jak zwrócił uwagę, mobilizację przeprowadza obecnie strona izraelska.
“W momencie, gdy rozmawiamy, co najmniej dwie dywizje wojsk izraelskich obejmują pozycje na północy kraju. Chwilę po pierwszych eksplozjach w Libanie rząd zmobilizował rezerwistów. Komunikaty rządowe wskazują natomiast na to, że centrum operacji przenosi się na granice z Libanem. Cel polityczny już znamy, jednak cele militarne nie będą ograniczać się tylko do działania wewnątrz granic Izraela. Jeśli Netanjahu chce osiągnąć cel, jakim jest powrót 'normalnego życia' na północy kraju, będzie musiał wypchnąć Hezbollah z południowego Libanu, aż do rzeki Litanii” - stwierdził ekspert.
Pokonanie Hezbollahu w skali, która odebrałaby mu zdolności militarne, wymagałoby jednak znacznie szerszej operacji.
“Aby tego dokonać, siły izraelskie musiałyby dojść przynajmniej do południowego Bejrutu. Jednak osiągnięcie tego celu może być niemożliwe. Walki partyzanckie ze względu na ukształtowanie terenu w Libanie, ale też niemożliwość wykorzystania w ich ramach pełnej przewagi przez Izrael, zdecydowanie faworyzowałyby Hezbollah. Taka operacja mogłaby skończyć się masakrą izraelskiej armii” - ocenił Szewko.
Jego zdaniem nie ma obecnie trzeciej siły w regionie, która mogłaby powstrzymać dalszą eskalację, której ze względu na wybory w USA nie chce administracja Joe Bidena. Wybuch wojny w Libanie stanowiłby idealne paliwo politycznej dla sztabu wyborczego Donalda Trumpa.
“Pewnym jest jednak, że rząd izraelski dąży do pełnej eskalacji. Potwierdza to również oferta złożona Hamasowi. Netanjahu zaproponował mu wycofanie się ze Strefy Gazy, ponieważ wie, że wojna na dwóch frontach będzie trudna. Co więcej, wiele osób wskazuje na to, że będzie niemożliwa do wygranie. Jednak mimo tego rząd nadal prze do eskalacji, co jest wyrazem kompletnego niezrozumienia sytuacji, w której znalazł się Izrael” - podkreślił ekspert.
Doktor Szewko jest ekspertem Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas, prezesem Fundacji Współpracy Międzynarodowej i Rozwoju, byłym wykładowcą Uniwersytetu Warszawskiego i Akademii Obrony Narodowej.
Wojciech Łobodziński
wal/ mal/ grg/