Marcelina Szumer-Brysz dla PAP: Turcja to kraj kontrastów, zawieszony między światami [WYWIAD]

2024-06-06 07:00 aktualizacja: 2024-06-06, 11:46
Marcelina Szumer-Brysz. Fot. mat. pras.
Marcelina Szumer-Brysz. Fot. mat. pras.
Turcja jest różnorodna. Brzmi to banalnie, ale jest to kraj kontrastów. Widać też zawieszenie między światami. Turcy chcą równać do poziomu europejskiego, ale jednocześnie gra im w duszy turecka muzyka ludowa - mówi PAP Marcelina Szumer-Brysz, autorka książki "Wróżąc z fusów. Reportaże z Turcji".

Polska Agencja Prasowa: Na ile nasz obraz Turcji jest wynikiem uprzedzeń i stereotypów?

Marcelina Szumer-Brysz: Myślę, że niemalże w całości jest on zbitką fałszywych przekonań, choć właściwie nie powinno nas to dziwić, ponieważ wszyscy na różne sposoby upraszczamy sobie świat. Ja również, dopóki nie wyjechałam do Turcji i nie zaczęłam jej poznawać, uważałam, że może ludzie nie jeżdżą tam na wielbłądach, ale były to wyobrażenia tego właśnie rodzaju.

W naszym kręgu kulturowym, zwłaszcza w Polsce, zły PR ma też islam. Kiedy więc słyszymy, że Turcja to kraj, w którym mieszkają muzułmanie, wyobrażamy sobie na przykład, że kobiety są tam zniewolone i muszą się zakrywać od góry do dołu. A tak nie jest.

Nie zagłębiamy się również w to, jak Turcja funkcjonuje politycznie, jakie wydarzenie historyczne doprowadziły do tego, że na gruzach Imperium Osmańskiego powstał taki kraj. A jest on zupełnie inny od tego, co się nam tradycyjnie z islamem źle kojarzy.

PAP: Jaka jest zatem prawdziwa Turcja?

M.S.B.: Nie jest ani tak dobra i piękna, jak w folderach biur podroży, ani tak zła, jak w wyobrażeniach ludzi, którzy nigdy w Tracji nie byli, a którzy tylko bazują na tym, co im się wydaje lub przeczytali w skandalizujących książkach lub pojedynczych, wyrwanych z kontekstu wiadomościach.

Uważam, że Turcja jest różnorodna. Brzmi to banalnie, ale jest to kraj kontrastów. Wyjaśnię to na przykładzie Izmiru, w którym mieszkałam przez cztery lata. Mieszkałam w przyzwoitej dzielnicy, z tych lepszych, choć akurat moje mieszkanie było zwyczajne. Na mojej ulicy było dużo knajp, do których ludzie przyjeżdżali tak dobrymi samochodami, że czasem wręcz bałam się przejść obok, aby ich nie uszkodzić, bo – mówiąc nieco żartobliwie - do końca życia bym się nie wypłaciła. Ale na tej samej ulicy można było również spotkać bose dzieci sprzedające chusteczki higieniczne.

Na taki podwójny obraz natknie się każdy, kto, będąc w Turcji, wyjdzie poza hotelową strefę komfortu. Zobaczy piękny, elegancki hotel, a wkrótce budynki przypominające slumsy. Zobaczy świetnie ubranych ludzi w garniturach i lśniących butach jeżdżącymi świetnymi samochodami i spędzający wakacje w swoich pięknych letnich nadmorskich domach, a potem biedę i nędzę taką że aż piszczy. Obok dwustumetrowych mieszkań z loggiami jeżdżą wozy ciągnięte przez konie, którymi powożą ludzie zbierający śmieci. Sprzedają je potem, by mieć za co o wyżywić rodzinę.

Jest to kontrast typowo finansowy – obok siebie są ludzie bardzo bogaci i bardzo biedni.

PAP: A czy mamy do czynienia z jeszcze innymi kontrastami?

M.S.B.: Turcja jest bardzo dużym krajem, większym niż Polska. W związku z tym w różnych regionach Turcji sposób życia jest inny, ludzie różnią się w zależności od tego, gdzie mieszkają.

Różnią się również w zależności od tego, jaką religię lub jej odłam wyznają. W Turcji oczywiście większość stanowią muzułmanie sunnici, ale są również szyici, alewici i chrześcijanie różnych odłamów. Ten obraz nie jest zatem jednoznaczny.

PAP: Czy obraz Turcji, który przedstawia pani z swoich książkach, jest obrazem osoby z zewnątrz czy już z wewnątrz?

M.S.B.: Myślę, że z obu tych perspektyw. W książce "Wróżąc z fusów" jest rozdział poświęcony mojej tureckiej rodzinie, więc jest to obraz człowieka z wewnątrz. Z reporterskiego punktu widzenia miałam duże szczęście - ale i nieszczęście, biorąc pod uwagę fakt, jak moje tureckie małżeństwo się skończyło - żyć w tureckiej rodzinie. Reporter przyjeżdzający na chwilę, nawet jeśli uważnie obserwuje, nie ma szansy doświadczyć tego wszystkiego, czego ja doświadczyłam.

Natomiast, mimo że w Turcji od dawna czuję się jak w domu, ten obraz zawsze będzie także i tym z zewnątrz, bo będąc tam i czując się częścią tureckiego społeczeństwa, ciągle zdaję sobie sprawę, że zostałam wychowana w innej kulturze, że inne rzeczy mnie rażą, inne uważam za tabu i inne rzeczy mnie śmieszą.

PAP: Jak to, że Turcja leży na styku Europy i Azji odbija się w myśleniu mieszkańców?

M.S.B.: To przenikanie się jest widoczne, aczkolwiek Turcy na co dzień myślą o tym mniej niż my. My mamy wizję, że jest to zderzenie światów. Tymczasem, kiedy chodzi się po modnych ulicach Stambułu czy Izmiru, ma się poczucie bycia w dużym europejskim mieście. Tak ubrani są ludzie, piją drinki, piwo, palą papierosy i zachowują się zupełnie tak, jakbyśmy patrzyli na europejskie miasto. Ale wystarczy się zapuścić w głąb dzielnic w tych samych miastach i mamy wrażenie bycia w zupełnie innym świecie.

Kiedy wybuchła wojna w Syrii w 2011 r. i do Turcji zaczęli napływać uchodźcy, na początku bardzo życzliwie i serdecznie witani przez gościnnych Turków, w Europie panowało przeświadczenie, że jest to ten sam krąg kulturowy, więc niech tam sobie będą. Kiedy pytałam o to zaprzyjaźnionych Turków, nie wiedzieli, o czym mówię. Dziwili się, że w Europie jest takie myślenie, bo przecież oni są Turkami, a Syryjczycy Arabami. Łączy ich tylko islam, ale wszystko inne dzieli. Inaczej się ubierają, mają inne sposoby życia, inaczej funkcjonują ich rodziny. Mimo że Syryjczycy są ich najbliższymi sąsiadami, Turcy mieli poczucie dużego zgrzytu i nieporozumienia.

Kilka lat temu rozmawiałam także z tureckim ministrem ds. UE, który powiedział mi, że wciąż około 70 proc. Turków deklaruje, że chciałoby przystąpienia kraju do Unii Europejskiej, bo czuje się częścią wspólnoty europejskiej. Zaczęłam wówczas mówić, że "Europa uważa, że Turcja...". On przerwał i spytał, czy nie uważam, że Turcja to Europa. To właśnie pokazuje nasze myślenie. Nam się wydaje, że skoro jedynie 4 proc. tureckiego terytorium leży po stronie Europy, a cała reszta po azjatyckiej, mamy do czynienia z dziką Azją. Turcy natomiast widzą to zupełnie inaczej. Nie zastanawiają się, ile w nich Europy, a ile Azji. Myślę, że przede wszystkim czują się Turkami, którzy chcieliby przestać być bez przerwy klasyfikowani i wkładani w sztywne ramy.

PAP: Co można uznać za największy sukces Turcji, a co za największą porażkę?

M.S.B.: Turcja w tej chwili boryka się z potężnym kryzysem ekonomicznym. I to jest z pewnością porażka rządzących w Turcji. Z rzeczy nieoczywistych, a namacalnych, takich dostrzegalnych na świecie, to z całą pewnością jest turecki przemysł zbrojeniowy. Zobaczmy, jak powszechnie wykorzystywane są chociażby tureckie drony Bayraktar.

W Polsce nie wszyscy sobie zdają z tego sprawę, że Turcja ma również znakomitą publiczną służbę zdrowia. Do lekarza specjalisty można się zapisać z dnia na dzień, logując się w systemie internetowym i sprawdzając, w której z najbliższych okolicznych przychodni lub szpitali jest odpowiedni lekarz. Służba zdrowia prywatna także jest dofinansowana przez państwo w takim sensie, że jeśli obywatel ma ochotę iść do szpitala prywatnego, by tam się zoperować lub skorzystać z prywatnej przychodni przyszpitalnej, państwo refunduje w kwocie podstawowej, a obywatel dopłaca tylko różnicę.

W Turcji są też dopłaty do leków i okularów, a niektórzy emeryci i osoby niepełnosprawne nie płacą za leki w ogóle. Mówi się o tym mało, ponieważ o leczeniu w Turcji głośno jest na Zachodzie, także w Polsce, głównie w kontekście chirurgii plastycznej, ortodontycznej czy protetyków. Polacy coraz częściej wyjeżdżają do Turcji, aby zrobić sobie zęby, piersi lub przeszczepić włosy. A nie tylko te usługi są na wysokim poziomie. Naprawdę powinniśmy tego Turkom zazdrościć.

PAP: Powiedziała pani, że Turcja jest krajem sprzeczności. Czy te kontrasty widać także w obszarze kultury i popkultury?

M.S.B.: Zdecydowanie tak! Nie ma jednak zgrzytu w tym, że obok seriali i muzyki pop tworzą znakomici twórcy muzyki klasycznej i wspaniali pisarze – m.in. noblista Orhan Pamuk, a także laureaci innych znakomitych nagród, jak Asli Erdogan i Elif Şafak. W zasadzie tak jest w każdym kraju - jest kultura dla mas i ta wyższa.

W Turcji ciekawostka polega na tym, że seriale – i być może na tym polega ich duży sukces również na świecie, także w Polsce - są robione naprawdę z rozmachem. W serialach grają dobrzy, szanowani i cenieni aktorzy, którzy nie widzą nic złego i upokarzającego w przyjmowaniu takich ról, po których wracają do filmu czy teatru. To ludzie na ogół po szkołach teatralnych, a nie z łapanki. Te seriale mają duże budżety. Jeden odcinek tureckiego serialu emitowany w Turcji trwa dwie godziny z reklamami, jest jak film pełnometrażowy wyświetlany raz w tygodniu. W Polsce żaden widz by tego nie zniósł, dlatego są cięte na krótsze odcinki. U nas popularność tureckich seriali jest tak duża, że istnieją nawet na Facebooku grupy tłumaczeniowe. Ich członkinie - bo są to zazwyczaj kobiety - same tłumaczą i przygotowują napisy do seriali, które nie są dostępne w telewizji lub na Netfliksie. I robią do za darmo, w wolnym czasie.

Z kolei każdy, kto czytał powieści Orhana Pamuka i książki reporterskie dziennikarki i pisarki Ece Temelkuran widzi to zawieszenie między światami. W fenomenalnej analizie "Turcja. Obłęd i melancholia" (książka ukazała się w Polsce w 2017 r. - PAP) Temelkuran genialnie opisała, jak z jednej strony Turcy chcą "równać" do poziomu europejskiego, ale z drugiej strony odzywa się w nicy turecka dusza, w której gra ludowa muzyka, tradycyjne tańce. Kiedy udaje się jedno z drugim połączyć, wychodzą absolutnie niezwykłe rzeczy.

PAP: Co zatem dała pani Turcja i wejście w ten świat?

M.S.B.: Kiedy jakaś cudzoziemka jest związana z Turcją, wszyscy zazwyczaj myślą, że przyczyną jest mężczyzna. U mnie było inaczej. Po prostu wyjechałam do Turcji na wakacje i zafascynowała mnie niezwykła serdeczność Turków, przepiękna muzyka trafiająca do serca, brzmienie języka tureckiego. To wszystko sprawiło, że postanowiłam ten kraj poznać.

Doświadczenie Turcji zmieniło całe moje życie. Nie jestem z wyksztalcenia turkolożką. Języka uczyłam się na miejscu, a wszystkiego, co wiem o Turcji, jej historii nauczyłam się sama, wyczytałam w książkach i artkułach. Kompletnie zmieniło także kierunek mojego życia zawodowego. Do Turcji wyjechałam jako dziennikarka, ale sprawy zagraniczne nie za bardzo mnie interesowały. Marzyłam, by pisać książki, ale nie bardzo wiedziałam, o czym. Dziś zajmuję się głównie zagranicą, a Turcja okazała się niekończącym źródłem literackiej i reporterskiej inspiracji.

Przed wyjazdem wydawało mi się również, że jestem niezwykle tolerancyjną osobą, że nie myślę schematycznie. W Turcji okazało się, że wcale tak nie jest, że jednak mam w głowie więcej schematów, niż chciałabym przyznać. Musiałam zmienić sposób myślenia, aby móc funkcjonować w tym kraju i także, by móc go dobrze opisać.

Wykonałam także sporą pracę nad sobą, polegającą na tym, aby oduczyć się mówienia, że "wszyscy Turcy" coś robią lub czegoś nie robią, że wszyscy coś lubią lub nie lubią. Przecież w jednej rodzinie może być religijna, nosząca czarny czador, szczelnie się skrywająca kobieta, jej córka chusty już nie nosi, ale ubiera się skromnie, zaś wnuczka nosi szorty lub spódniczki mini. Może też być odwrotnie, kiedy w jednej rodzinie mamy odkrytą teściową i zakrytą synową. Są to rzeczy, które nam trudno pojmować, ponieważ umykają prostym definicjom. Ten przykład obrazuje tę niejednoznaczność tureckiej rzeczywistości. Turcji zawdzięczam właśnie to, że oduczyła mnie generalizowania i przywróciła wiarę w ludzi.

Nowe wydanie książki "Wróżąc z fusów. Reportaże z Turcji" ukazało się nakładem wydawnictwa Czarne.

Marcelina Szumer-Brysz – dziennikarka i reporterka współpracująca z "Tygodnikiem Powszechnym" i działem zagranicznym "Gazety Wyborczej", a wcześniej z "Przekrojem". Jej teksty ukazywały się również poza Polską, m.in. na łamach "Le Figaro", "Die Welt" i kilku tureckich pism. Studiowała na Uniwersytecie Warszawskim i Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Przez cztery lata mieszkała w Turcji, dziś dzieli życie między Izmir a Warszawę. Autorka książek reporterskich "Wróżąc z fusów. Reportaże z Turcji", "Izmir. Miasto giaurów" oraz "Turcja. Na wschód od Zachodu". Laureatka Nagrody Specjalnej Identitas 2020 oraz zdobywczyni Kryształowej Karty Polskiego Reportażu – Nagrody Publiczności za "Izmir".(PAP)

Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)