Cudem przeżyła, gdy jej bloku stacjonowali okupanci. Teraz wróciła, ale ma traumę

2023-03-24 11:06 aktualizacja: 2023-03-24, 13:19
Zniszczone w wyniku ataku rosyjskich wojsk domy w Irpieniu, fot. PAP/CTK/Vladimir Prycek
Zniszczone w wyniku ataku rosyjskich wojsk domy w Irpieniu, fot. PAP/CTK/Vladimir Prycek
Pod koniec lutego ubiegłego roku rosyjscy żołnierze przeszukiwali blok w Irpieniu, w którym ukrywałam się wraz z mamą. Starałyśmy się nie wydawać żadnych dźwięków, żyłyśmy w mroku, nie odkręcałyśmy wody, aby nie było słychać nawet szumu - opisuje w rozmowie z PAP Ukrainka Iryna, której udało się uciec z Irpienia, plądrowanego przez rosyjskich żołnierzy na początku inwazji. Dziś wróciła już do swego domu, choc ten powrót był dla niej traumą.

"Wraz z mamą ledwo udało się nam wydostać z Irpienia 12 marca ubiegłego roku. Pomógł nam mój kolega z klasy, który mieszkał niedaleko. Naprawdę nie wiedziałyśmy, co robić, ponieważ w naszym bloku pod koniec lutego rosyjscy żołnierze rozpoczęli przeszukiwanie mieszkań" - wspomina kobieta.

"Nie mam pojęcia dlaczego, ale nie weszli wtedy na nasze piętro, więc wraz z mamą starałyśmy się nie okazywać żadnych oznak życia. Jadłyśmy raz dziennie, światła, póki ono było, nie włączałyśmy, prawie przez cały czas spałyśmy nie rozbierając się (...). Dookoła naszego bloku ciągle coś wybuchało, wszędzie słychać było strzały, nad nami ciągle latały samoloty i nawet raz widziałyśmy, jak jeden z nich zrzucił pociski na dom mieszkalny" - opowiada Iryna.

Ukrainka dowiedziała się potem, że rosyjski pilot zrzucił te pociski, odciążając samolot, ponieważ przeszkadzały mu one w ucieczce przed ukraińskimi siłami powietrznymi.

11 marca Iryna zaczęła podejrzewać, że rosyjscy żołnierze opuścili blok, w którym mieszkała z mamą i kobiety spróbowały opuścić mieszkanie. "Na szczęście wyszłyśmy niezauważone, a niedaleko naszego domu spotkałyśmy Serhija, z którym kiedyś siedziałam w jednej ławce. Tamtej nocy spałyśmy u niego, a rano wraz z nim poszliśmy przez las w kierunku Kijowa. Po kilku godzinach byliśmy już w autobusie ewakuacyjnym, który zawiózł nas do stolicy, skąd wraz z mamą pojechałyśmy do Tarnopola" - wspomina kobieta.

W połowie listopada Iryna wraz z matką postanowiły wrócić do domu. Latem zaczęły odwiedzać Irpień, aby zobaczyć, w jakim stanie było ich mieszkanie. "Musiałyśmy zrozumieć, czy nadaje się ono do zamieszkania. Wszystkie okna były powybijane, niektóre meble zniszczone, ponieważ rosyjscy okupanci w nim mieszkali. Nasze rzeczy były porozrzucane i częściowo rozkradzione, ale ściany stały i nawet wyglądało to wszystko nie aż tak dramatycznie, jak u niektórych naszych sąsiadów" - mówi Iryna. Kobiety zgłosiły się do centrum pomocy w sprawie wymiany okien, zrobiły remont i powróciły do domu.

"Prawdę powiedziawszy, pierwszej nocy długo nie mogłyśmy zasnąć, chociaż zanim wprowadziłyśmy się z powrotem, zaprosiłyśmy księdza, by poświęcił nasze mieszkanie. Ale teraz już jest lepiej i nie tylko nasz blok, ale i cała okolica trochę odżyła. Dużo osób wraca, bo nie ma jak w domu" - powiedziała kobieta w rozmowie z PAP, dodając, że ma nadzieję, że nigdy więcej nie przeżyje tego, przez co przeszła rok temu wraz z nadejściem rosyjskiej inwazji.

Z Kijowa Tatiana Artuszewska (PAP)

js/