PAP Life: Jest pan najlepszym wspinaczem wśród aktorów, czy może najlepszym aktorem wśród wspinaczy?
Piotr Głowacki: Nie wiem. Nie ścigam się z innymi ani we wspinaniu, ani w aktorstwie. Nie chodzi mi o pierwszeństwo. Jestem najlepszym wspinaczem w ramach swoich aktualnych możliwości. Kiedy pokonuję jakieś własne ograniczenia czy słabości, wtedy czuję, że jestem lepszy sam od siebie, niż byłem przed chwilą. I podobnie w aktorstwie: gdy uda mi się zrobić coś, czego wcześniej nie robiłem, albo zrobię to inaczej i przynosi to efekt, wiem, że jest lepiej niż wcześniej.
PAP Life: Kiedy zaczął się pan wspinać?
P.G.: Można powiedzieć, że jak każdy człowiek od zawsze wspinałem się spontanicznie, na przykład wchodząc po schodach, czy w dzieciństwie – po drzewach. Ale sportowo zacząłem się wspinać mniej więcej sześć lat temu. Przygotowywałem się wtedy do roli himalaisty Alka Lwowa w filmie „Broad Peak”. Przed rozpoczęciem zdjęć pojechaliśmy na szkolenia w kilka miejsc: w Beskidy, do Jury, w Tatry i Dolomity, trenowaliśmy też na ściance w Warszawie. Praca przy „Broad Peak” trwała około dwóch lat, więc tak się wciągnąłem we wspinanie, że po zakończeniu zdjęć nie miałem ochoty z tego rezygnować. Agnieszka, moja żona, akurat przestała karmić dzieci i planowała powrót do aktywnego trybu życia. Postanowiła więc, że spróbuje wspinać się razem ze mną i spontanicznie pojechaliśmy do Włoch, by tam zacząć. Spodobało się jej. Okazało się też, że szybko robi postępy. Od tamtej pory jest to nasza pasja rodzinna, bo wspinają się także nasze dzieci.
PAP Life: Wcześnie zaczęły się wspinać?
P.G.: Od urodzenia. Kiedy kręciłem „Broad Peak”, bliźniaki miały półtora roku, zaczynały chodzić, więc z Agnieszką po prostu nie przerwaliśmy im tego pędu ku górze, pozwalaliśmy im na to. Oczywiście najpierw przykręciliśmy solidnie wszystkie meble do ścian, zabezpieczyliśmy stoły i półki. Chcieliśmy mieć pewność, że dzieci będą bezpieczne. Z czasem dostały uprzęże, liny. Miały chyba trzy lata, kiedy pierwszy raz dotknęły kamienia ze świadomością, że to jest wspinanie. Ale nasze dzieci nie są poddane rygorowi wspinania. Mogą, ale nie muszą się wspinać. Idą z nami na ścianę tylko wtedy, kiedy same tego chcą.
PAP Life: Założył pan fundację, która ma promować wspinaczkę wśród dzieci i młodzieży. Dlaczego wspinanie jest ważne w rozwoju dzieci?
P.G.: Nazwa fundacji brzmi „Dajesz! Jurajska Republika Wspinaczkowa”, więc są w niej zawarte dwa elementy. Pierwszym jest właśnie promowanie wspinania. Słowo „dajesz” jest zawołaniem, którym pomagamy wspinającej się osobie pokonać swoją słabość, uwierzyć we własną siłę i piąć się wyżej. Drugim elementem nazwy jest Jurajska Republika Wspinaczkowa. Wskazuje on na rejon, w którym chcemy wspólnie aktywizować ludzi do wspinania, rozwijać to miejsce, przygotowywać pod kolejne pokolenia wspinających się dzieci. Wierzymy, że w niedalekiej przyszłości wspinanie wejdzie do programu szkół, powstaną ścianki wspinaczkowe w każdej gminie i dzięki temu nasze dzieci, jeśli nie wszystkie, to na pewno co dziesiąte, będzie jeździło na Jurę, żeby spróbować dotknąć skały.
A dlaczego to jest takie ważne dla ich rozwoju? Nie ja na to wpadłem. Przeprowadzono na ten temat badania, ale też wskazuje na to praktyka w takich krajach jak Japonia, Francja, Korea, Czechy, Słowenia, Hiszpania, gdzie wspinanie jest w szkołach. Wszędzie tam zaobserwowano bezpośrednią zależność między wspinaniem a lepszymi wynikami w nauce. Dzieci, które się wspinają, są o wiele lepiej zorganizowane społecznie, bardziej odpowiedzialne, bardziej niezależne, samostanowiące, decydujące o sobie. A polskie dzieci siedzą przy komputerach i z komórkami w ręku, przez co osłabiają mięśnie, stawy i kręgosłupy, narażając tym samym swoje ciało na kontuzje. Z powodu takiego stylu życia również mózg jest niedotleniony.
PAP Life: Czyli im wcześniej zaczniemy się wspinać, tym lepiej?
P.G.: Zacząć można w każdym wieku, nie ma właściwie żadnych ograniczeń. Wspinanie jest pierwotną formą ruchu, wcześniejszą niż chodzenie. Człowiek zszedł z drzewa, a to znaczy, że wcześniej musiał na tym drzewie się znaleźć – wspiąć się, poruszać się na nim. A jak już zeszliśmy na ziemię, musieliśmy zacząć biegać, żeby uciekać przed niebezpieczeństwem i zazwyczaj kryliśmy się na górze, czyli znowu lądowaliśmy na drzewie. W dzieciństwie wspinamy się dla zabawy. W dorosłym życiu możemy to kontynuować, właśnie wspinając się na ściankach czy po skałach. Jak mówi stare wspinaczkowe powiedzenie: „Tam droga, gdzie wola”. Oczywiście, jeżeli mamy cel sportowy, to im wcześniej się zaczniemy wspinać, w bardziej zorganizowany sposób, tym większe mamy szanse na rozwinięcie własnych umiejętności, włącznie z osiągnięciem poziomu olimpijskiego.
PAP Life: Mało kto o tym wie, ale we wspinaczce sportowej jesteśmy potęgą. Mamy dwie zawodniczki na poziomie światowym, które wystąpią na igrzyskach olimpijskich w Paryżu.
P.G.: Ola Mirosław i Ola Kałucka mają tytuły mistrzowskie, i jest duża szansa, że spotkają się w finale. Warto mówić o ich osiągnięciach, zwłaszcza, że dziewczyny wykonały tę gigantyczną pracę - tak naprawdę - same, bo pomoc, jaką dostały, była nieproporcjonalnie mała do ich sukcesów.
PAP Life: A pan będzie komentował w telewizji ich występy w Paryżu.
P.G.: Wspólnie z Agnieszką będziemy towarzyszyli komentatorowi, próbując podzielić się z widzami tym, co nas fascynuje, a czego nie wiedzieliśmy, zanim sami nie zaczęliśmy uprawiać wspinania. Jest taki rodzaj wiedzy, która przychodzi wraz z doświadczeniem i powoduje, że tego rodzaju zawody ogląda się z coraz większą intensywnością i większą radością, którym towarzyszą też większe emocje. Uwielbiamy wspólnie oglądać zawody wspinaczkowe, jest to jakiś rodzaj naszego domowego święta. A igrzyska olimpijskie są już czymś absolutnie wyjątkowym.
PAP Life: Jakie miejsce dzisiaj zajmuje w pana życiu wspinaczka?
P.G.: W tej chwili mam w życiu trzy ważne tematy: rodzinę, teatr i wspinanie. Te obszary się przeplatają, łączą, w jakimś sensie stają się coraz bardziej nierozerwalne. Korzystam z każdej wolnej chwili, żeby się wspinać, chociaż nie robię tego systematycznie, jak moja żona. Ale poświęcam bardzo dużo czasu na organizowanie innym wspinania, czy na promocję wspinania. Dlatego, korzystając z okazji, zapraszam do Podzamcza w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, gdzie od 19 do 21 lipca odbędą się 2. Jurajskie Spotkania Wspinaczkowe PION/POZIOM, które organizuje Fundacja Dajesz! To będzie wyjątkowe wydarzenie. Chcemy, żeby spotykali się tam ludzie, dla których wspinanie jest pasją, oraz tacy, którzy rozważają, żeby zacząć się wspinać i chcieliby przekonać się, dlaczego wspinanie jest takie fajne.
PAP Life: A dlaczego wspinanie jest fajne?
P.G.: Wspinanie zmienia życie. Jeżeli tylko organizm ma możliwości i dostanie szansę, żeby zacząć się wspinać sportowo, to już nie odpuści. Bo to jest taki rodzaj przyjemności, że trzeba naprawdę się postarać, żeby nie pojawiały się sny o wspinaniu – by znowu pójść na ściankę albo pojechać w skały (śmiech).
PAP Life: Im jest się lepszym we wspinaniu, tym wchodzi się coraz wyżej czy na coraz trudniejsze ściany?
P.G.. Mnie interesuje trudność. Razem z moją żoną szukamy takich dróg, które są coraz trudniejsze. Skrajną wersją jest bouldering, czyli wspinanie się na kamienie, asekurując się materacami, które się samemu przynosi.
PAP Life: To jest bezpieczne? Wielu polskich himalaistów straciło życie w górach, o tym zresztą był „Broad Peak”.
P.G.: Dlatego nie zajmuję się himalaizmem ani górami wysokimi. Oboje z Agą rozkochaliśmy się we wspinaniu sportowym po drogach ubezpieczonych, czyli wspinamy się albo na sztucznych ścianach, albo na skałkach – tam, gdzie ktoś wytyczył drogę, założył punkty asekuracyjne, do których możemy się wpiąć, asekurować się przy pomocy liny i partnera czy partnerki wspinaczkowej. We wspinaniu sportowym główny nacisk kładzie się na bezpieczeństwo. Dla mnie i Agi to bardzo ważne.
PAP Life: Jak wspinaczka wpłynęła na wasze małżeństwo?
P.G.: Na pewno mając wspólną pasję, jest nam zdecydowanie łatwiej planować czas wolny, który spędzamy, wspinając się w naturze czy na ścianie, ale też spotykając się z ludźmi, którzy jak my kochają wspinanie. Poza tym otworzyło nam też przestrzeń do dialogu. Dziś Aga, swoją konsekwencją i zacięciem sportowym doszła do takiego poziomu we wspinaniu, że jest ode mnie dużo lepsza, a ja jako heteroseksualny mężczyzna muszę sobie z sukcesami mojej żony jakoś radzić. I kiedy stajemy razem przy jakimś problemie wspinaczkowym, który ona wykonuje, a ja nie potrafię – posłuchać jej rady.
PAP Life: Czyli wspinanie uczy pokory. Co jeszcze zmieniło w pana życiu?
P.G.: Zdecydowanie jestem szczęśliwszy. Czuję się tak, jakbym obudził swoje wewnętrzne dziecko. Przychodzi do mnie radość z ruchu, rozluźnienie, koncentracja, kiedy trzymam się jakiegoś chwytu i myślę o następnym przechwycie. Nie mogę wtedy zastanawiać się nad niczym innym, bo inaczej spadnę. To jest też doświadczenie ludzi, którzy próbują wspinania po raz pierwszy. Nagle doznają jakiegoś rodzaju oczyszczenia, uspokojenia, bo po raz pierwszy od długiego czasu są tylko tu i teraz. Do tego dochodzi zaufanie – kiedy asekuruje się kogoś lub pozwala się komuś asekurować siebie, człowiek zaczyna być w relacjach z ludźmi bardziej konkretny, szczery. Muszę ufać, że on mnie złapie. Jeśli nie ufam, to po prostu nie wspinam się z nim. Potem w życiu, dzięki temu jest łatwiej podejmować wiele decyzji.
PAP Life: Zdarza się, że wspinając się, boi się pan?
P.G.: Tak, strach towarzyszy wspinaczom przez całe życie i jest naszym najlepszym przyjacielem – przestrzega, żeby nie wpakować się w tarapaty. Praca z lękiem odbywa się poprzez trening, czyli zdobywanie umiejętności, które pozwalają nad strachem zapanować, kontrolować oddech, ciało. Zdobywamy coraz więcej pewności siebie, co znowu przekłada się na codzienne życie.
PAP Life: Wspinanie ma coś wspólnego z aktorstwem?
P.G.: Bardzo dużo. Zarówno aktorstwo jak i wspinanie są bardzo pierwotnymi aktywnościami. Wspinanie jest rodzajem czystego działania wobec grawitacji. Z kolei podstawową umiejętnością aktorską jest naśladowanie, więc obydwie te „dyscypliny” dotykają istoty człowieczeństwa.
PAP Life: Powiedział pan, że wspinaczka to walka z lękiem. Stojąc na scenie, boi się pan czasami?
P.G.: To też jest bardzo podobne. We wspinaniu tym, nad czym głównie pracujemy, jest ekspozycja na wysokość. W aktorstwie natomiast pracujemy z ekspozycją na uwagę innych ludzi. Czyli ta wspinaczkowa czeluść, która na nas czeka, kiedy idziemy w górę, w wypadku aktorstwa jest czeluścią widowni – otwartymi oczami widzów wpatrzonymi w nas. Moja praca polega na tym, żebym nie poddawał się presji oceny, lecz myślał o tym, co chcę ludziom dać. Znowu powraca więc słowo „dajesz”, które też łączy aktorstwo i wspinanie.
PAP Life: Czy po filmie „Broad Peak” zdarzyło się panu wykorzystać umiejętności wspinaczkowe w filmie albo na scenie?
P.G.: Wielokrotnie, zaczynając od najmniejszych elementów, po spektakl „Ożenek”, gdzie wspinam się po ścianie, do której są przypięte krzesła. A w większej skali w filmie „Detektyw Bruno”, w którym w scenie otwierającej wspinałem się po elewacji hotelu Polonia. Teraz, w drugiej części „Detektywa” wspinałem się po kontenerach. Poza tym cały czas w naturalny sposób wykorzystuję te umiejętności przy najdrobniejszych rzeczach - zupełnie inaczej się układa moje ciało.
PAP Life: Podobno po trzydziestce postanowił pan przyjmować każdą propozycję, która do pana przyjdzie. Od tego czasu minęło czternaście lat. Nadal jest pan wierny tej zasadzie?
P.G.: Jeżeli tylko mam taką możliwość i pozwala mi na to czas – tak.
PAP Life: Policzył pan, ile w tym czasie zagrał pan ról?
P.G.: Są oczywiście role różnej wielkości, większe i mniejsze. Dla mnie doświadczeniem jest bycie na planie filmowym i takich obecności na różnych planach filmowych pewnie bym naliczył około 120. Można więc powiedzieć, że średnio – 10 planów filmowych czy serialowych rocznie.
PAP Life: Nie żałuje pan, że przyjął pan niektóre role?
P.G.: Nie. To jest główna zasada improwizacji aktorskiej: żeby na propozycję odpowiadać „tak”. Dzięki temu możemy wchodzić w sytuacje, których sami nie mogliśmy sobie wymyślić albo nawet wymarzyć. Dotknąć rzeczy, których być może – gdyby nie przygotowanie do jakiejś roli – normalnie by się nie poznało, bo zazwyczaj nie mielibyśmy okazji.
PAP Life: I czego, poza wspinaczką, nauczył się pan dzięki rolom?
P.G.: Każda coś przynosi. To są mniejsze lub większe rzeczy, ale najczęściej są związane z zawodami czy umiejętnościami, które mają postaci. Czy to było bycie prestidigitatorem, czy będą to sztuczki oratorskie, czy umiejętności posługiwania się narzędziami chirurgicznymi, a nawet przygotowanie się do śmierci, czyli poleżenie sobie w trumnie. Przyznam się, że chciałbym zagrać tenisistę, bo dzięki temu mógłbym pograć w tenisa. Trochę grałem w dzieciństwie, teraz nie mam na to czasu, a tak byłaby świetna okazja, żeby zgłębić ten ruch. (PAP Life)
Rozmawiała Iza Komendołowicz
ep/
Piotr Głowacki – aktor filmowy, dubbingowy, teatralny. Do szkoły teatralnej dostał się dopiero za czwartym razem, w 2007 roku ukończył aktorstwo w krakowskiej PWST. Ma w dorobku około 120 ról w filmach i serialach. Wystąpił w takich produkcjach jak „Bogowie”, „1800 gramów”, „Broad Peak”, „Belfer”, „Detektyw Bruno”, „Nieobecni” i „Rojst Millenium”. Jest założycielem Fundacji Dajesz! Jurajska Grupa Wspinaczkowa, popularyzującej wspinanie wśród dzieci i młodzieży. Ma 44 lata.