"W tamtym czasie trochę inaczej niż dzisiaj na to patrzyliśmy. Może to dziś brzmi niepolitycznie, niemoralnie i nieetycznie, ale wtedy byliśmy żądni zemsty, odwetu. Kto przeżył tych prawie sześć lat niemieckiej okupacji, doskonale to rozumie. Naprawdę cieszyliśmy się, że nareszcie możemy stanąć do boju ze znienawidzonym totalitaryzmem, znienawidzonym wrogiem, który okupował nasze ziemie" - zwrócił uwagę.
Maksymowicz uczestniczył w działaniach na poszczególnych barykadach. "W pierwszych dniach kompania P-20 była doskonale uzbrojona, w związku z tym brała udział w działaniach ofensywnych. Poniosła jednak bardzo duże straty w zabitych i rannych" - wyjaśnił. "Ja brałem udział w takich działaniach, które najczęściej były na barykadzie, zwłaszcza na ul. Tłomackie, która ryglowała dostęp do Starego Miasta od strony ul. Leszno. Byliśmy też na ul. Bielańskiej w Banku Polskim, gdzie Niemcy atakowali od strony Ogrodu Saskiego" - wspominał.
Moment ze zrywu, który szczególnie zapadł mu w pamięć, to ten, kiedy został ranny na barykadzie na Tłomackiem, kiedy Niemcy puścili serię z czołgu, z karabinu maszynowego. "Lekarz batalionowy powiedział, że miałem szczęście, ponieważ jedna kula przeszła mi po lewym barku, ale nie uszkodziła kości, zaś druga kula przeszła koło czapki, musnęła mi włosy i przeszła. Do dziś jednak pamiętam, jak krew zaczęła lecieć mi po ciele, jak zrobiło się wtedy ciepło" - opowiadał.
"Zwykle zadaje się pytanie o sens powstania. Oczywiście poglądy w tej sprawie ewaluują. Ja uważam, że to, że powstanie wybuchło, było wymuszone pewną określoną sytuacją. Młodzież do tego powstania przygotowywała się i gdyby nie było centralnego dowództwa, to tak czy inaczej byłyby potyczki, bo młodzieży nie byłby w stanie nikt zatrzymać, kiedy słyszy ona wybuchy artyleryjskich pocisków blisko, na drugim brzegu Wisły. Oczywiście nieznane nam były, zresztą nikomu, ustalenia, co dwaj panowie - Stalin i Roosevelt - uzgodnili, a później dołączył do nich Churchill, bo nie miał innego wyjścia: że Polska będzie w sowieckiej strefie wpływów. Nikt nie spodziewał się takiego cynizmu ze strony Stalina, że zatrzyma ofensywę po to, żeby nie wejść do wyzwolonego przez Armię Krajową miasta" – podkreślił Maksymowicz.
Powstaniec warszawski Janusz Maksymowicz ps. Janosz: najważniejsza była walka ze znienawidzonym wrogiem
Zapytany, co z perspektywy czasu uważa za najważniejsze, zaznaczył, że to "walka ze znienawidzonym wrogiem". Zastrzegł jednak, że "były dodatkowe trudności - chroniczny brak amunicji i wyżywienia". "Patriotyzm i walka o to, żeby żyć w wolnej, swobodnej i niepodległej ojczyźnie jest wartością nadrzędną. Poszliśmy do powstania, licząc się z faktem, że w każdej chwili może człowiek stracić życie. To była pełna świadomość" – podkreślił. Zaznaczył też, że "patriotyzm w tym rzeczywistym wykonaniu oznacza, że dla dobra ojczyzny trzeba poświęcić wszystko, nawet nie licząc się, że może to się wiązać z utratą życia lub niepełnosprawnością w wyniku odniesionych ran".
Powstanie Warszawskie rozpoczęło 1 sierpnia 1944 r. Do walki w stolicy przystąpiło około 50 tys. powstańców. Planowane na kilka dni, trwało ponad dwa miesiące. W czasie walk w Warszawie zginęło 12-13 tys. powstańców, a 25 tys. zostało rannych. Straty wśród ludności cywilnej były ogromne i wynosiły 120-150 tys. zabitych. Pozostałych przy życiu mieszkańców Warszawy, ok. 500 tys. osób, wypędzono z miasta, które po powstaniu Niemcy zaczęli systematycznie burzyć. (PAP)
Autorka: Anna Kruszyńska
jos/